wtorek, 11 lipca 2017

wiwat życie oraz tata.

za dzieciaka byliśmy bandą. miałam dwóch kuzynów w tym samym wieku, co ja i mój brat. między młodszymi a starszymi były cztery lata różnicy, co bardzo szybko przestało mieć znaczenie. no chyba, że mój brat miał 15, a ja 11 i byłam zakochana dokładnie w każdym jego koledze i to jednocześnie, natomiast ja dla nich zawsze byłam dzieciakiem, gdyż zalążki cycków nie pojawiły mi się nawet, gdy byłam w ich wieku, a właściwie to nadal czekam.

kiedy mój brat i jego rówieśnik (michał i szymon) byli mali, mieli tak ze trzy lata, byli petardami nie do zatrzymania. jeden ciągnął drugiego i to zarówno w górę (na wielką kupę węgla), jak i w dół (kiedy zjeżdżali z tej kupy do piwnicy przez otwarte okno).

chłopakami opiekował się dziadek. dziadek wacek, największy poczciwina na świecie. wszystkimi dziećmi w rodzinie opiekował się zresztą dziadek. babcia pracowała, a dziadek ogarniał chatę. co rano mieliśmy cieplutkie bułeczki z dżemorem albo powidłami śliwkowymi, kakao lub herbatę, byliśmy zadbani, wygłaskani i szczęśliwi. na obiad modro kapusta, pyzy na lumpie ze sosem, ślepe ryby albo pyry z gzikiem. pyszka!

dziadek wacek, michał i szymon. zdjęcie zrobił syn tego w okularach, a ojciec tego z zębami na wierzchu.
zdjęcie zdjęcia zrobiłam ja, córka tego, który robił to zdjęcie.

i te dwa małe gnojki, kiedy zaczynały fikać, to właziły dziadkowi na głowę i na ambicję. dziadek jednak, mimo swojej poczciwości, był sprytkiem i szybko zorientował się, że jego dwaj pierwsi wnukowie tworzą naczynie połączone i wystarczy wyłapać jednego, żeby drugi prędzej czy później sam przylazł.

autor poprzedniego zdjęcia zwany także dziadkiem jasiem, natasza i zoja. zdjęcie zrobił zięć tego w środku i ojciec tych dwóch po bokach.

tak więc dziadek ganiał za nimi po hałdach węgla, po żwirze, nurał po krzakach, brodził w rzece, aż jednego złapał. wtedy chwytał go wpół pod pachę i niósł do domu, natomiast delikwent w tym czasie - nie oszukujmy się, darł ryja, kopał, wierzgał, gryzł i drapał, jak na trzylatka przystało. dziadek jednakże był twardy jak pięty babci i szedł uparcie do domu. wówczas, jak na gumce pojawiał się drugi gnojek i wrzeszczał: "puść go stary dziadu! puszczaj! zostaw!" i próbował pluć na duże odległości. bezskutecznie, bo tego nauczyliśmy się dopiero kilka lat później plując z balkonu na ludzi wracających z kościoła.

kiedy plułam na ludzi z balkonu, wyglądałam podobnie niewinnie.

byliśmy straszni. ale dziadek jak nas wyłapał, to wygłaskał, wymył, nakarmił i z powrotem puszczał luzem, jak zwierzątka. do następnego ekscesu. później zawsze myślałam: gdzie wtedy była moja mama? gdzie tata? dlaczego pozwalali nam na takie coś? jak to możliwe, że w domu ślęczałam nad zimnym, obsmarkanym obiadem do dziewiętnastej, a u dziadków nad tym samym obiadem słyszałam: nie chcesz, to nie jedz (i zawsze jadłam)? jak to możliwe, że w domu nie mogłam zeżreć przed kolacją ciastka, michy truskawek, kiszonej kapusty palcami ze słoika, lizaka, cuksa, wylizać wibowitu z worka, a u dziadków tak? 

miały karmić ryby, ale tak naprawdę jedzą ciastki.

teraz już to wszystko wiem. teraz odstawiam swoje dzieci do dziadka i znikam. donikąd. do lasu, do miasta, na pomost, do koleżanki. moje dzieci są wylatane, wybawione, umyte (albo i nie), nakarmione i wyluzowane. i ja też. 

a rajtuzy jeszcze białe. niebywałe.

powinnam zatem przymknąć swoje spaczone matczyne oko na to, że żarły ciastka zamiast duszonej marchewki (mniam) i maliny prosto z krzaka (z larwami pasożytów), że ganiały po dworze w samych skarpetach (tak, nie muszę ich dopierać ręcznie, mogę je wyrzucić), ubrania mają założone na odwrót i mają piękne zdolności, których ja już nigdy nie posiądę (nabijanie białych robaków na haczyk).

najpierw robak na haczyk, później ciasteczko. mniam.

tak naprawdę - dzięki, tato.
byłam w lesie i nad innym jeziorem.
samiutka.
w ciszy!

wiwat dziadkowie.
wiwat życie.
no i przede wszystkim:
wiwat ciastka!


wpis powstał przy współpracy z drgerard.eu, sprawdźcie, bo oni tam mają fajny konkurs - klik


6 komentarzy:

  1. Wzruszające i mocno Ci/Wam zazdroszczę, swojego dziadka niestety nie poznałam a mój tata zmarł rok temu gdy dzieciaki moje miały 5 i 2 lata, młoda to nie pamięta za wiele ale starszy ma troche wspomnień z dziadkiem Wieskiem, kilka zdjęc...eh.
    Na pocieszenie mamy super babcie na pokładzie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze dobry tekst. I ważny taki. Moja córka (17 lat) jeszcze ma wspomnienia z dziadkami, synek 5 lat) - już mniej. Dziadkowie znacznie starsi, znacznie słabsi. Piekne fotki... piękne wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały czas z dziadkami, to są piękne chwile, na całe życie! Wiwat wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję...i ja mam takie wspomnienia o dziadku...i babci... i są takie żywe...jakby wczoraj babcia tańczyła gotując obiad a dziadek z lupką w oku wyciągał bezboleśnie drzazgę z palca...

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały tekst i wspaniali dziadkowie dwaj!

    OdpowiedzUsuń
  6. Bo dziadkowie to dziadkowie.
    I ciastka też :D.
    Bez jednych i drugich żyje się ciężko.
    Przyłączam się do wiwatów!

    OdpowiedzUsuń