mojej małej blond córeczce zaraz stuknie siedemnaście miesięcy.
siedemnaście miesięcy!
kiedy? jak? nie, to niemożliwe!
a tak. a tak. atak.
czas atakuje niespodzianie. dopóki nie urodziłam sobie liczników, nie wiedziałam.
zajęta starszą córką, od długiego już czasu, mniej trwożliwych myśli poświęcam młodszej.
młodsza zaś jest żelkiem. jest misiem o dowolnym smaku. sprężystym, zdrowym, jędrnym, pachnącym, słodkim misiem.
takim misiem, co potrafi mordę na długo zakleić, takim, co zbyt kwaśny - wykręcić, takim, co nie można przestać go miętosić. takim, co nie można się przed nim powstrzymać. nie można oderwać, nie można przestać.
zoja jest piękna, radosna, żywa, bardzo, bardzo, bardzo żywa i mądra.
w zasadzie niczym się nie rożni od nataszy, choć jest od niej dalece różna.
kiedy wylądowaliśmy ze starszą w centrum zdrowia dziecka, kiedy zapadła diagnoza, byłam w siódmym miesiącu ciąży. byłam spuchnięta, przerażona, obolała, ale zoja zawsze była łaskawa.
ciążę z nataszą przeszłam ciężko, wszystko mnie bolało, nie mogłam spać, w każdej sekundzie nasłuchiwałam kontaktu z brzucha. dla zoi miałam mniej czasu, mniej myśli i wyrzut sumienia. brzuch, napięty brzuch głaskałam wówczas, kiedy już byłam po wieczornym płaczu i zmartwieniach, głaskałam, przepraszałam i przyrzekałam, że potem sobie odbijemy.
ciąża z zoją była zagrożona. powinnam była leżeć, nie dźwigać i odpoczywać. skrócona szyjka, pessar i strach. leżałam. owszem. leżałam i kwiczałam ze strachu o nie obie, dźwigałam więcej, niż do tej pory, na odpoczynek nie było miejsca. zrozpaczone starsze dziecko kłute w przeguby, łokcie, stopy, kładłam na ośmiomiesięcznym brzuchu i wczepione rozpaczliwie we mnie, niosłam na rezonans, tomograf i dalej.
baliśmy się wszyscy.
nie wiedzieliśmy, jak jej dać na imię. aż po słowach lekarza: 'nie będę pani oszukiwał, dobrze nie jest', po świadomości, że dopiero się zaczyna, po wtuleniu się tego wieczoru w ojca jedynego z płaczem, powiedziałam 'zoja'. ojciec podskoczył po raz trzeci przy mnie z zaangażowanym 'tak!', a potem sprawdziliśmy, że to znaczy 'życie'.
o, jak to znaczy życie. o, ile to życia. o, jakie to życie jest!
człowiek - radość, człowiek - energia, człowiek - emocje na wierzchu. człowiek, który nie ma zera, człowiek, który albo się śmieje, albo płacze, człowiek - zoja.
i każdego dnia, kiedy wciska swoje rączki w mój betonowy kark, czuję, że odciska tam na nowo ślad, moja mała gwiazda z międzyzdrojów.
miłość jest wielka, choć zoja malutka.