czwartek, 3 stycznia 2013

niezjednoczone stany

huśtawki, bujania, góra-dół, do zrzygania.
życiowy roller-coaster.
płacz, śmiech, łzy, rezygnacja, siła.
melancholia kontra melancholia.
jesień, zdaje się, już była. czyżby moja melancholia ją przegapiła? przespała? przyschła na chwilę, by teraz w deszczu zimy zakiełkować, tak, bym zdziwiła się, że ona wciąż tu?
a potem będzie wiosna i czas na zgodną z naturą melancholię, a potem lato i płacz porodu, połogu, bólu i szczęścia.
i znów bujam, bujam, bujam się stąd dokąd, donikąd znikąd. znikąd pomocy. sama sobie wybiegam na spotkanie. ale tamta ja też płacze, a potem do lustra się śmieje, bo tak zapłakana jest zabawna.
to nie od ciąży puchnę.
od płaczu. bo czy wesół, czy rozżalon organizm mój jest, to ten wentyl popuszcza łez z sekundy na sekundę trochę.
już przestałam odróżniać dlaczego płaczę.
oddałam na chwilę dziecko babci, dzięki temu mogę płakać, a nie myć podłogę na kolanach kapiąc łzami na kafelki, parkiet, udając, że to tak ma być, żeby dziecko nie przepraszało, nawet nie mając za co. za to, że jest? że matka je kocha aż do łez? że matka żyje? że tkwi?
w czym tkwi?
w?

.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz